środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 4.

Wczesnym rankiem wyjechałam ze szpitala zostawiając za sobą Mystic Falls.
Droga powrotna zdawała się ciągnąć godzinami, wilgotna jezdnia odbijała poranne promienie słońca.
Nigdy wcześniej nie czułam się przepełniona tak dziwnym uczuciem, może raz, ale to było dawno temu.
Czy wiedziałam dokąd jadę? nie miałam pojęcia, miałam nadzieję, że los mi wskaże drogę.
Co za ironia losu, moje życie w jednej chwili nabrało innego obrotu, jakby ktoś rzucił kostką i przestawił pionek.Żałosne.
Zaledwie kilkanaście godzin temu obudziłam się zupełnie inna niż jestem dzisiaj, ta noc sprawiła, że zdałam sobie sprawę ze swojego istnienia, z przynależności do tylko jednej grupy społecznej.
Wszystko co miało miejsce przed wczorajszym wydarzeniem, było sztuczne, wyreżyserowane przez ludzi, którzy zmuszają nas do takiego życia.
Grałam przez długi czas, już nie mam siły.
Rzecz jasna, że to Oni do końca będą pociągać za sznurki, a my będziemy grać według ich poleceń, wiem.. może i na to zasługujemy, ale na pewno nie zgodzimy się na udział w tym cyrku.
Odebrali nam nasze własne życia, zmusili do bycia kimś innym, miarka się przebrała.
Po dłuższym czasie, każdy wampir starający się zachować pozory normalności odpadnie z tej gry.Będziemy spisani na straty jeśli nie podniesiemy w końcu głosu.
***
Zbliżała się 9:00 AM, byłam już trochę zmęczona długą jazdą i postanowiłam złapać oddech robiąc sobie przystanek.
Zjechałam na pobocze, zatrzymałam samochód i wyłączyłam zapłon, kluczyki schowałam do przedniej kieszeni w kurtce.
Pobieżnie zajrzałam do lusterka, by ocenić czy wyglądam w miarę przyzwoicie, wyrównałam kontury szminki i poprawiłam włosy,
w końcu ta nie przespana noc mogła dać się we znaki i zostać zauważona przez jakiegoś człowieka.
Skierowałam się w stronę ścieżki prowadzącej w głąb lasu, musiałam pobyć przez moment sam na sam z naturą.Potrzebowałam tego.
Z początku droga przede mną i las wokół mnie nie wyróżniał się niczym szczególnym, gęsto rosnące drzewa, śpiew ptaków.
Chwilę trwało nim zachłysnęłam się prawdziwym pięknem.Warto było przemierzyć tę odległość.
Dotarłam na wzgórze z rozciągającym się najwspanialszym widokiem jaki miałam okazję zobaczyć.
Cudownie pachnące świerki otaczały mnie tworząc krąg, promienie słońca padające na świeżą zroszoną trawę, sprawiały, że nabierała odcieni złota.
Śpiew, cudowne melodie lasu.To wszystko
było ze mną, przy mnie.
Czułam się jak dziecko, jak mała dziewczynka która cieszy się słońcem, która łapie we włosy oddechy wiatru, która chwyta najdrobniejszą chwilę w swe maleńkie dłonie i konsumuje ją w całości.
Wszystkie moje zmysły nie mogły nadążać za ogromem piękna, które mnie otaczało.. gdy patrzyłam prosto w obłoki, uśmiech natychmiast malował się na mojej twarzy.
Gaj, cisza, moje błogosławione sekretne miejsce. Jak cudownie byłoby tu żyć wiecznie.
Położyłam na się kocu usłanym z żołędzi, drobnej trawy, kilku dębowych liści.Było mi tak cudownie, tak najmilej, że czas wydawał się stanąć w miejscu.
-Alleluja! - powiedziałam sama do siebie.Czułam wolność na każdym milimetrze skóry, moja dusza wyrywała się na zewnątrz, chciała więcej.
Miłość, nienawiść, strata, władza, śmierć.. czymże są w porównaniu z naturą? z uczuciem unoszenia się nad ziemią.Podnosząc ręce w górę, czułam, że właśnie dziś otwiera się przede mną prawdziwy świat, mój własny kąt, w którym to ja jestem architektem.
Sposób w jaki pomaluję w nim ściany zależy ode mnie, ludzie których zaproszę, to moja własna decyzja, to co będę robić w życiu, jest również moim wyborem, po czyjej stanę stronie? zapewniam, że po właściwej.
Od dziś nie jestem częścią trywialnych ludzkich konwencji.
Nie należę do ludzi, bo nie przeminę tak jak Oni...
Przypomniałam sobie, co znaczy żyć, i co znaczy być..
Dzisiaj, staje się powoli historią, ale przede mną przecież cała wieczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz