niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 7. Dzień 2. cz ll.

Dziękuje za wszystkie komentarze, motywujecie mnie jak cholera! Zapraszam do przeczytania 2 części 7 rozdziału!:)
***
Zająwszy swoje miejsca, czułam, że atmosfera staje się krępująca, przynajmniej dla mnie.
Zanim ruszyliśmy, minęło sporo czasu, Elijah pisał sms-a, a Kol grał w coś na telefonie, chciałam zacząć rozmowę, byleby zalepić czymś tę żenującą ciszę. Udało się, odważyłam się.
- Dokąd jedziemy Elijah? - Zapytałam przełknąwszy ślinę, w oczekiwaniu na rychłą odpowiedź.
- Załatwić pewną sprawę nie cierpiącą zwłoki, mam rację Kol? - Zapiąwszy pasy, uśmiechnął się znacząco do Kola, co Oni kombinowali. Spojrzałam niechętnie na pasażera obok mnie, wydawał się być nie poruszony moją obecnością, w sumie ulżyło mi, bo perspektywa długiej jazdy i ostrej wymiany zdań, z pewnością mnie nie zadowalała.
- Oczywiście bracie, Caroline z pewnością to nie interesuje, ruszajmy więc. - Zmarszczyłam brwi.
Samochód z piskiem opon zaczął swoją podróż w nieznane, a ja wraz z nim.
Nigdy wcześniej nie jechałam z taką prędkością, obrazy za oknem migały jeden za drugim, a ja musiałam poznać odpowiedź na moje pytanie, o co chodzi z Klausem? Co Elijah i Kol mają z tym wspólnego?
- Elijah, chcę porozmawiać o Klausie... Teraz. - Patrzyłam uważnie na Jego reakcje, w nadzieji, że mnie nie spławi.
- Śmiało, pytaj o co chcesz. - Odpowiedział, a Kol ironicznie się zaśmiał przenosząc swój wzrok za okno.
- W jaki sposób Nik się z Wami skontaktował? Przecież to niemożliwe, po wypadku straciłam wszystkie rzeczy, w tym telefon, więc.. - Przerwał mi w połowie.
- Droga Caroline, jeśli chcesz usłyszeć prawdę o Niklausie Mikaelsonie, musisz być przygotowana na każdą ewentualność, nawet tę brutalną. - Odpowiedział stanowczym głosem, a Kol uniósł jedną brew.
- Zapewniam Cię, że przeszłam w życiu tak wiele, że nie ma takiej rzeczy, która byłaby w stanie mnie zaskoczyć. - Wycedziłam z pewnością w głosie.
- Niklaus tak naprawdę zadzwonił do nas wczoraj w nocy, ok.3:00 nad ranem, tak się złożyło, że akurat byliśmy w drodze, by załatwić pewną sprawę, dlatego właśnie spotkałaś nas na tej polanie. Z Mystic Falls wyjechał dobrych kilka tygodni temu, zostawił wszystko za sobą i postanowił Cię odszukać. Nasz brat zawsze był porywczy. Prawda Kol? Powiedział mi, że zgubił Twoje ślady za granicami Mystic Falls i że zaprzestaje na dobre dalszych poszukiwań. Dodał, że już mu nie zależy, ani na Tobie, ani na Nas. Zapytałem więc, czy mamy Cię szukać na własną rękę, zaprzeczył, absolutnie nie chciał o tym słyszeć.
Nie docierało do mnie to co usłyszałam, nie dawałam oznak życia, byłam jak powietrze.
- Czy chcesz, abym kontunował? - Musiał wyczuć moje nagłe zasmucenie, spojrzał w lusterko z pytającym wyrazem twarzy.
Brzmiał tak szczerze, tak przekonywująco, że moje zgliszcza pozostałego życia, rozsypały się niczym starannie ułożony domek z kart. Niklaus mnie okłamał, przez cały czas łkał jak pies prosto w twarz. Dlaczego? Łzy napływały mi do oczu, ale nie mogłam pokazać słabości.
- Daj spokój Elijah, przecież widzisz, że ma już dosyć! - Kol nagle nerwowo wtrącił.
- Nie, w porządku, kontynuuj Elijah, chcę wiedzieć wszystko. - Odpowiedziałam zobojętniona, ale tak naprawdę to łaknęłam więcej i więcej, katowałam się, ale musiałam wyprzeć Klausa z umysłu raz na zawsze.
- Miesiąc temu spędził tydzień w samotni, pisząc jakieś wierszyki, poematy, nieważne, zapewne pisał list do Ciebie, pamiętam, że zachowywał się przy tym jak szaleniec, nie interesowała go krew, ofiary, My, ani Stefan. Następnie poprosił mnie, abym zapakowany starannie list, włożył do Twojego samochodu. Tak też uczyniłem.
- Chwileczkę! List? Jaki list? - Wszystkie znaki na niebie i ziemi jasno wskazywały, o jaki list chodziło, ale musiałam mieć pewność.
- Powinien znajdować się w półce w przedniej masce Twojego samochodu, na pewno byś go nie przeoczyła. - Zapewniał.
- Nie przeoczyłam... - Nie mogłam dalej tego słuchać, mój świat runął na dobre. Jak śmiał pisać ten list w imieniu mojej zmarłej matki? Jak mógł... To ja zdecydowałam się rzucić wszystko dla Niego, dla Nas, by uratować nasz gatunek, a on ze mnie zwyczajnie zakpił. To wszystko wskazuje na to, że nie ma żadnego końca, żadnej wojny, żadnego mordu... Co za kłamca! Powoli spływały na mnie wszystkie wspomnienia, to dlatego nie chciał mówić o bitwie, którą ludzie wytoczyli nieśmiertelnym, sam ją wymyślił... A ja sądziłam, że nie chciał psuć nastroju. Postanowiłam nie opowiadać wszystkiego Elijah, bo swoją naiwnością sprawiłabym przyjemność Kol'owi.
- To chyba wszystko, co chciałam wiedzieć, dziękuje Ci Elijah za szczerość, dziękuje wam obu. - Odpowiedziałam po raz ostatni, opierawszy swoją ciężką głowę o szybę. Wszystko nagle ułożyło się w całość, niczym puzzle. Wszyscy mieli rację co do Niego, od początku. Obwiniałam Elenę, Tylera, Stefana, o mało ich znienawidziłam, a Jego.. Jego zawsze broniłam, czasem nawet odrzucając pomoc najbliższych mi osób. Co za ironia losu, co za chora układanka, w której ostatnio cały czas przegrywam. Zbliżaliśmy się do małego miasteczka, w oddali rysowały się budynki i kilka fabryk. Kol co chwilę patrzył przed siebie, czasem na mnie zerkał, ale nie odezwał się ani słowem.
Elijah przejechał kilka głównych ulic, a mnie z zadumy wyrwały dziwne odgłosy i stukania.
- Słyszałeś Kol? - Wzdrygnąwszy zapytałam.
- Co miałem słyszeć? - Odpowiedział zdezorientowany.
- Cii! - Mruknęłam wytężywszy swój węch i słuch, owe dźwięki dobiegały z naszego samochodu, z początku myślałam, że po prostu ten gruchot wydaje odgłosy starości, ale sekunda po sekundzie stawały się coraz to wyraźniejsze.
- Dajcie spokój! Nie słyszycie? Coś stuka w bagażnik. - Odpowiedziałam starając się wymusić postój, by sprawdzić co jest grane.
- Nie ma powodu do nerwów, Caroline - Odpowiedział opanowanym głosem Elijah. - Zaraz i tak wysiadamy.
- Skoro nie ma, to zatrzymaj samochód. - Powiedziałam jednocześnie spoglądając na Kola, w nadzieji, że może stanie po mojej stronie w tym słownym starciu z Elijah. Ten wykrzywił do mnie swoje usta w ciepłym uśmiechu, po raz pierwszy raz w życiu.
- Słyszysz? Zatrzymaj się, mamy jeszcze trochę czasu, skoro blondi jest taka ciekawa, pozwólmy jej sprawdzić co znajduje się w bagażniku. - Odpowiedział pewnym głosem, nie odwracając ode mnie wzroku.
- Nie ma takiej potrzeby Kol, już mówiłem. - Zaśmiał się sam do siebie, jak gdyby był świadkiem kłótni dwójki rozkapryszonych dzieciaków.
- Czyli jednak coś znajduje się bagażniku? Skoro nie chcesz się zatrzymać, powiedz tylko co to jest? - Wciąż naciskałam.
- Raczej kto to jest - Wtrącił Kol.
- Zapewniam, że nic interesującego. - Odparł Elijah.
- Mimo to, chcę wiedzieć! Czemu zawsze robicie z wszystkiego wielki problem! - Zażądałam, chyba zadziałało.
- Dobrze Caroline, w bagażniku jest pewien dłużnik, który od wieków jest nam winien pewną rzecz, która zresztą należy do nas, jak dalej się domyślasz, wieziemy go na śmierć. - Odpowiedział z wymalowaną satysfakcją na twarzy.
- Czym sobie na to zasłużył? - Zapytałam.
- Cóż, ekhm... Patrząc z perspektywy więzów krwi, jest naszym kuzynem, niestety... Posiada cenną rzecz, właściwie przywłaszczył ją sobie bez pytania. Szukaliśmy jej przez kolejne kilkaset lat, ale nie mogliśmy natrafić na żaden Jego ślad, aż w końcu niedawno, po licznych podejściach i kilku porażkach udało nam się odnaleźć go w Mystic Falls.
- Czekaj, powiedziałeś kuzyn... Czy to znaczy, że też jest pierwotnym? - Dopytywałam z zaciekawieniem.
- Zgadza się. - Wytrzeszczyłam oczy, byłam pewna, że nie ma już więcej pierwotnych.
- Dodatkowo też jest hybrydą, jak Niklaus, odwieczni wrodzy numer 1. - Dodał z uśmiechem, a Kol do Niego dołączył.
- Masz rację bracie, ale musisz przyznać, że to Mark zawsze górował nad Nikiem. - Zaznaczył Kol.
- Taak, tak to prawda, ale..
- Mark? - Przerwałam dyskusję.
- Tak, coś się stało?
- Ha! Widzisz Elijah, na wspomnienie o Vergersenie kobietom nadal kręci się w głowie. - Zaśmiał się Kol.
- Mark? Mark Vergersen? Przecież.. Pracujemy razem, studiowaliśmy na jednym roku, co to ma znaczyć?
- Nie rozumiem Twojego oburzenia Caroline, łączą Cię jakieś relacje z tym błaznem? - Zapytał z zaciekawieniem Kol.
- N..Nie, ale znamy się od dawna, gdyby był wampirem, z pewnością zauważyłabym, że czas go nie dotyczy, a On przecież normalnie się starzał...Jeszcze niedawno pokazywał mi dwa siwe włosy... Nie rozumiem... - Kolejny szok, kolejne pytania, nie wiedziałam jak ja to zniosę, żeby jednocześnie nie zwariować.
- Fakt, Mark zawsze potrafił się nieźle kamuflować, ale że usilnie się postarzał?!... Tego się nie spodziewałem. - Obaj trwali w śmiechu przez kilka sekund.
W tym czasie dojechaliśmy na miejsce.
- Caroline Ty zostajesz w samochodzie. - Rzucił stanowczo Elijah.
- C..Co? Nie! Idę z Wami! - Zaprotestowałam i szybkim ruchem odpięłam pasy, starając się otworzyć drzwi, na nieszczęście były zablokowane.
- Kol! Stój, pomóż mi! No weź! - Krzyczałam z litością. Spojrzał na mnie tylko z lekkim zawahaniem, ale nie postawił się bratu, nie uwolnił mnie.
- Przepraszam Caroline. - Zamknął drzwi.
Oboje poszli w stronę bagażnika, Elijah rozejrzał się dookoła, ale nie otaczało nas nic prócz wielkich starych metalowych wagonów kolejowych. Kol wyciągnął związanego łańcuchami Marka, a ja siedziałam jak wryta, jednocześnie cały czas mocowałam się z drzwiami, które nadal ani drgnęły.
Skupiłam się i z całą swoją siłą wyważyłam drzwi, a te poszybowały kilka metrów w powietrzu, wyszłam, a bracia spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. Kol pokręcił głową z zachwytu i uniósł brwi ze zdziwienia, pewnie nie spodziewali się, że mam tyle siły.
- Imponujące! - Powiedział Kol, a ja odpowiedziałam spojrzeniem.
Podeszłam bliżej, a przestraszone oczy Marka na mój widok wytrzeszczyły się w jeszcze większym strachu.
Spojrzałam na Niego i gwałtownym szarpnięciem odkleiłam taśmę, która blokowała mu usta.
- C.. Caroline? Co Ty tu robisz z Nimi? - Cały trząsł się ze strachu, nie mógł uwierzyć, że znam się z Jego kuzynami, ledwo co łapał oddech.
- Do rzeczy Mark, mów gdzie jest ta cenna rzecz.. A.. - Przerwał mi Kol, stał tuż za mną.
- Sztylety, On ma nasze sztylety - Wyszeptał mi do ucha, odgarnęłam lekko włosy, które otarły jednoczesnie o twarz młodszego z braci.
- Dobra, koniec tej zabawy, Kol weź Marka i kończymy to przedstawienie. - Elijah wszystko zawsze traktował jak biznes, nawet teraz. Nie wiedzieć czemu nie protestowałam, Kol ciągnął za sobą obezwładnione ciało Vergersena, ten tylko spojrzał mi w oczy, błagając o litość, o jakąkolwiek reakcję.
- Stój! - Krzyknęłam.
- Daj mi chwilę, a ja to załatwię, odzyskacie sztylety, obiecuję. - Powiedziałam do Elijah, podeszłam do Kola, żeby przejąć pałeczkę, ten tylko w zdziwieniu uniósł brwi i lekko rozchylił usta.
- Szybko doszłaś do siebie blondi! - Zignorowałam to, przejęłam jego ciało i udałam się za jeden z wagonów.
- Na co się patrzycie? Wracajcie do samochodu, zaraz wrócę - Bez słowa mnie posłuchali.
- Kto tu jest tym złym Mark, hm? Pytam się!! - Zagryzałam usta z wściekłości, jak mógł wypominać mi błędy, jednocześnie mnie okłamując.
- Nie wiedziałem jak Ci to powiedzieć, naprawdę Caroline, przepraszam, tak strasznie mi wstyd. - Starał się tłumaczyć jak małe dziecko, które rozlało mleko na środku jadalni, nie mogłam na niego patrzeć, obrzydzał mnie, kopnęłam go z całej siły w splot słoneczny, żeby poczuł ból w całym ciele.
- Nie wiedziałeś co powiedzieć, naprawdę? - Pochyliłam się nad nim.
- Gdzie są sztylety Mark? - Warknęłam patrząc się prosto w jego oczy.
- N.. Nie mam ich przy sobie, są w Mystic Falls w szpitalu. - Odpowiedział, a ja przeklnęłam sama do siebie.
- Słuchaj, to jest ostatni raz kiedy daruję Ci życie, ale jak to wszystko się skończy, weźmiesz tyłek i wyjedziesz stąd raz na zawsze, jasne? - Stanowczo zażądałam, trzymając go za podbródek.
- T..tak, obiecuję. - Wyjęknął.
Odwiązałam łańcuchy jak najciszej potrafiłam, bracia w każdej chwili mogli mnie usłyszeć. Mark stanął na przeciwko mnie i przełkąwszy ślinę powiedział:
- Dziękuje Caroline za darowanie mi życia, jestem Twoim dłużnikiem, przepraszam. - Przez moment łza kręciła się w Jego oku, po kilku sekundach zniknął między wagonami.
Podeszłam do Elijah i zaczęłam grać, pewnie gdyby moje serce biło, wyczułby że kłamię.
- Załatwione. - Otarłam ręce o siebie, żeby wyglądać przekonująco.
- Zabiłaś go? Powiedział gdzie są sztylety? - Zaytał.
- Tak, są w Mystic Falls, w szpitalu w którym pracuję. - Odpowiedziałam spojrzawszy na zmasakrowany samochód, Kol spoglądał na mnie z zaciekawieniem. Nie znałam wcześniej tego wzroku, zawsze przecież byłam idiotką w Jego oczach, coś się dziś zmieniło.
- To co, jedziemy? - Zapytał Elijah dziękując mi za wykonane zadanie.
- Tym? - Wskazałam na samochód pozbawiony drzwi. Zaśmialiśmy się wszyscy razem, Kol wyszedł i dołączył do naszej dwójki.
- Słuchajcie, może jeden dzień spędzimy tutaj, w okolicy są podobno świetne nocne kluby, przydałby się nam odpoczynek i może nawet trochę zabawy w rozpruwaczy, hm? - Spojrzał na nas zachęcająco opierając się łokciem o dach samochodu. Słońce padało prosto na Jego twarz, pierwszy raz w życiu nie zakpił ze mnie, nie zadrwił, nie spojrzał ironicznie, ani nie wykrzywił ust w sarkastycznym uśmiechu. Chciałam dać mu znać, że właśnie taki stan rzeczy mi odpowiada.
- Tak jest o wiele lepiej. - Mrugnęłam do Niego i całą trójką poszliśmy przed siebie, słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, a ja czułam, że wszystkie problemy zniknęły, nigdy w życiu nie przypuszczałam, że towarzystwo dwóch pierwotnych tak bardzo mi pomoże. Cóż, najważniejsze, że nie ma żadnego końca, ani planowanego ataku na niesmiertelnych. Nasz gatunek jest bezpieczny.
- Wygląda na to, że przeżyję, mamo. - Mruknęłam do siebie, spojrzawszy w pomarańczowe niebo nade mną.

8 komentarzy:

  1. Aaaaaa! Ktoś tu jest świetny!;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżbyś planowała spiknąć Kola z Caroline?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego ale moim zdaniem Kol nie powinien być z Caroline, on bardziej pasuje mi do Katherine.

      Usuń