piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 8.

 Z dedykacją dla wszystkich czytelników, dziękuje, że jesteście :)

Nasza podróż nadal trwała, znaleźliśmy się przed starym i obskurnym barem, przy którym siedziała gromadka pijanych nastolatków. Powoli ogarniał nas półmrok, a kilka latarni zdążyło oświetlić okolicę.
Elijah rzucił ostrzegawcze spojrzenie w Naszą stronę, musiał się domyślić, w jaki sposób chcemy dziś zakończyć dzień. Kol cały czas szedł przy moim boku, jak pies. Nie wiem kiedy narodziła się w nim aż taka sympatia do mnie... Nie żeby przeszkadzał mi taki stan rzeczy, ale też nie sprawiał żadnej przyjemności. Byłam neutralnie nastawiona.
- Caroline, powiedz mi od czego zaczynamy? - Ta propozycja była naprawdę kusząca, ale zabawa w rozpruwaczy z Kolem? Z tym cholernie wkurzającym dupkiem?! Nie, jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. Zresztą, nie mogę ponownie zatracić się w mordowaniu, nie jestem taka, nie mogę zawieść mamy.
- No dalej Caro! Nie wstydź się, doskonale wiesz, że oboje tego chcemy. - Nalegał zachęcająco. Teoretycznie nie marzyłam o niczym innych, jak o odreagowaniu na kilku ciałach pełnych gorącej, pulsującej krwi i z wielką chęcią zgodziłabym się, ale wewnętrzny głos od razu kierował te myśli na inny tor...
- Ale przecież Elijah... - Wyszeptałam, wskazując głową na postać pierwotnego, który właśnie zasiadał przy stoliku i wołał kelnera.
- Wszystko słyszę! - Kolejne ostrzeżenie, no pięknie. Nie wiem w jaki sposób mógłby zareagować, ale na pewno nie skarciłby nas samym słownym pouczeniem. Musiałam w jakiś sposób powstrzymać wielkie nadzieje Kola.
- Elijah nie zauważy! No dalej Caroline, mam tak wielką ochotę kogoś zabić. - Stanął tuż przede mną, z wymalowanym zniecierpliwionym uśmiechem na twarzy. Rozbawiło mnie, jak bardzo był pocieszny i skory do mordu. Nigdy nie żałował swoich czynów.
- Chcesz, żebyśmy wrócili zakołkowani do Mystic Falls, naprawdę jesteś takim idiotą? - Zapytałam z ironią w głosie i uniosłam lekko brwi, skrzywiając przy tym usta w sarkastycznym uśmiechu. Miałam nadzieję, że to go wystarczająco zniechęci.
- Nie bądź dzieckiem, Caroline. - Odpowiedział bezczelnie, przyglądając się z nadzieją na zmianę mojej decyzji.
- Ha! Kto to mówi? - Warknąwszy, przeszłam obok niego i skierowałam się do stolika. Elijah wstał, poprawił lekko swoją marynarkę i odsunął  dla mnie krzesło.
-  Mój brat jest okropną przylepą, zobaczysz, jeszcze nie raz wyprowadzi Cię z równowagi. - Odpowiedział z uśmiechem, napełniając kieliszki czerwonym winem.
- Dziękuje, wybacz, że zapytam, ale przymierzam się do tego już od dłuższego czasu... - Zaczęłam nieśmiało.
- Śmiało, pytaj o co chcesz. - Zachęcił mnie do kontynuowania.
- Jesteś zupełnie inny niż Twoi bracia... Dlaczego? Co Cię powstrzymuje od bycia tym do czego zostałeś stworzony? - Zapytałam, Elijah wydawał się być najbliższy mojemu wyobrażeniu o normalnej znajomości, miałam więc nadzieję, że odpowie na moje pytanie bez żadnych ogródek.
- Ja i Finn zawsze byliśmy podobni do naszej matki, natomiast Klaus Kol i Rebekah są prawie identyczni jak nasz ojciec, dlatego też nie morduję bez powodów, jak moi bracia. - Odpowiedział uśmiechem i upił pierwszy łyk spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Rozchyliłam usta, by zadać kolejne pytanie, ale pierwotny mi przerwał.
- Caroline, jeśli pozwolisz... Teraz to ja chciałbym Cię o coś zapytać...  - Uniosłwszy brwi, oczekiwał na moją reakcję.
- Słucham?
- Kochasz Niklausa? - Wzdrygnęłam się, z początku otworzyłam szeroko oczy, patrzył na mnie spojrzeniem, które wyraźnie mówiło '' Wiem, ale potrzebuję pewności''
- Myślę, że powinniśmy już pójść... - Uciekłam spojrzeniem w stronę Kola, byle tylko nie zagłębiać się dalej w tę rozmowę.
- Nie, Caroline, ja odpowiedziałem, gdy zapytałaś. Byłoby miło gdybyś uczyniła to samo. - Pochwycił moją dłoń. Dlaczego chciał wiedzieć? Przełknęłam ślinę, starając się skleić jakiekolwiek zdanie, które byłoby zgodne z moim myśleniem. Wyczułam, że mogę mu zaufać, nie zawiedzie mnie.
- Cóż... Nie można kochać kogoś, kto zranił Cię tak wiele razy. Ale... Nie można też przestać kochać, ot tak, na pstryknięcie palcami. - Odpowiedziałam wpatrując się w pusty kieliszek na stoliku.
- Tak myślałem, ale wiedz, że nie pozwolę mojemu bratu skrzywdzić Cię po raz kolejny.
- Tak? I co właściwie zrobisz? Zakołkujesz go? Wtedy staniesz się identyczny jak On! - Wycedziłam prosto z mostu, przestała podobać mi się ta rozmowa. Podniosłam swoje ciało z kanapy i udałam się do toalety, zdecydowanie musiałam ochłonąć. Elijah nawet mnie nie zatrzymywał.
Nikogo nie było, żadnej kolejki, tylko mała stara żarówka właśnie kończyła swój żywot. Podeszłam do lustra, by zanurzyć twarz w lodowatej wodzie, która ostudziłaby emocje. Kol zabawiał gości przy stole bilardowym. Słyszałam ich głośne śmiechy, dochodziła już 22.
- Bardzo proszę, kogo my tu mamy! - Przede mną stanęła Rebekah, z trudem odparłam jej silne dłonie starające się wbić mi kołek prosto w serce.
- Co.. Co ty robisz?! Oszalałaś? - Zebrałam się w sobie i odpłaciłam tym samym, tym razem blond piękność wylądowała na ścianie, rozbijając przy tym lustra w drobny mak. Cieszył mnie taki widok.
- Nie mam pojęcia co mój brat w Tobie widzi! - Obdarzyła mnie ironicznym spojrzeniem, mierząc od stóp do głów.
- Może ulepszoną wersję swojej wrednej siostrzyczki? Hm? - Warknęłam.
Naszą kłótnie przerwało głośne chrząknięcie. No tak, brat przybył z ratunkiem do swojej młodszej siostrzyczki.
- Wystarczy! - Elijah powstrzymał siostrę przed kolejnym zamachnięciem, czyli w zasadzie uratował mnie.
- Ty przeciwko mnie? Nie wierzę, że to się dzieje!  - Zmroziła go wzrokiem i wyszła.
Reszta wydarzeń działa się naprawdę bardzo szybko. W oddali słyszałam, że przywitała się z Kolem i oboje po chwili zaczęli bawić się w najlepsze. Czułam jedynie świeże i gorące strumienie krwi. Zaszumiało mi w głowie. Miałam tak wielką ochotę dołączyć do nich i zachłysnąć się słodkim napojem życia, ale nie mogłam przecież dać ponieść się chwili, a potem znowu spędzić miesiące na odżałowywaniu.
- Caroline! Caroline!? Słyszysz mnie? - Na czole nagle pojawiło się kilka kropelek potu, powoli oprzytomniałam, wokół mnie była ciemność i znajomy głos.
- El.. Elijah? Muszę tam wrócić, my musimy...  - Wymamrotałam kilka słów zupełnie bez sensu.
- Nie Caroline, nie ma tutaj Elijah. Musimy jak najprędzej się stąd wydostać, rozumiesz?! Podaj mi rękę! - Ten głos kogoś mi przypominał, brzmiał jak głos Eleny, jedyne czym się różniła to odwagą. Moja przyjaciółka w takiej chwili pewnie postradała by zmysły.
***
- Do diabła! Nie mogę pozwolić jej umrzeć, rozumiesz?! - Moja słodka Caroline już nie musiała dłużej uciekać, miałem ją w końcu przy sobie.
- Dlatego ją zakołkowałeś? Faktycznie, sprytne. - Odpowiedziała z ironią, nie wiem dlaczego nie mogła tego zrozumieć.
- To źle, że chcę abyśmy znowu byli razem? - Odwarknąłem.
- Oczywiście, że nie! Ale Niklaus, zrozum, że tym sposobem nie zatrzymasz jej przy sobie. - Kolejne kazanie, świetnie.
- Doprawdy? Od kiedy przestrzegasz zasad, Tatio? Gdyby to Elijah był w takiej sytuacji, doskonale wiesz, że zrobiłabyś to samo.
- Nie mieszaj go do tego!
- Taka jest prawda! Widzisz, nawet mi nie zaprzeczyłaś! - Odpowiedziałem z zadowoleniem z siebie.
- Nie mam ochoty kontynuować tej dyskusji. Zatrzymaj się.
- Proszę bardzo. - Otworzyłem jej drzwi, ale oczywiście musiała powiedzieć coś na koniec.
- Paamiętaj, że Cię ostrzegałam, tylko gdy się ockniesz, może być już za późno. - Zniknęła w głębi lasu.
Postanowiłem zrobić małą przerwę, podjechałem na najbliższy parking i otworzyłem bagażnik. Caroline wyglądała jak gdyby spała, pogłaskałem ją delikatnie po policzku i zastanawiałem się, dlaczego właściwie ją kocham. Przysunąłem się bliżej i wyszeptałem.
- Kochana, gdybyś tylko wiedziała jak bardzo mi Ciebie brakowało.Wybacz mi, że wtedy Cię zostawiłem, ale nie mogłem postąpić inaczej, przepraszam Cię najdroższa, za wszystko. Kocham Cię Caroline, dlatego oddaję Ci wolność.
Zdecydowanym ruchem uwolniłem jej ciało od kołka, powoli odradzało się w niej życie. Otworzyła oczy, a ja chciałem, żeby zapamiętała, że wszelkie zło jakiego doznała, jest przeze mnie.
- Klaus? - Cicho westchnęła. Przyglądała mi się przepełniona miłością i wdzięcznością, tak bardzo chciałem ją zatrzymać, tak bardzo chciałem móc cofnąć czas, ale zwyczajnie nie mogłem. Kilka drobnych łez spłynęło po mojej twarzy. Na pewno nie uszło to jej uwadze.
Zamknąłem jej usta delikatnym pocałunkiem i zniknąłem w głębi lasu.

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział:) Jednak nadal nicsię nie wyjaśnia. To tworzy taki dreszczyk emocji, że szok. Czekam na NN.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to! Rewelacyjne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no jesteś cudowna!;p
    Ale nie czaję końca;/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja też mam jedno pytanie o co chodzi z tym zakołkowaniem, Caroline? Tego to ja za bardzo nie rozumiem no i dlaczego wsadzili ją do bagażnika?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta część rozdziału była specjalna napisana w taki niezrozumiały sposób;)
    Co się naprawdę wydarzyło/wydarzy, (a naprawdę będzie tego sporo) przekonacie się w 9 rozdziale:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaaaaaa taka retrospekcja...
    Ok ciekawy pomysł, dzięki za wyjaśnienia;)

    OdpowiedzUsuń