sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 7. Dzień 1. cz l.

Nastał cichy poranek, a moje jestestwo stanęło przed znakiem zapytania.
W mojej głowie wciąż słyszałam Jego głos, ostatni dźwięk jego słów, nie wiem gdzie był, ale czułam, że to koniec. Podźwignęłam swoje ciężkie, zbrudzone piachem ciało i przetarwszy smutne oczy, musiałam zmierzyć się z życiem po raz kolejny, wokół mnie nadal las, gąszcz przeróżnych roślin i małych skamielin.
Moim zadaniem było znaleźć jakieś pożywienie, by nabrać sił do dalszych poszukiwań, bowiem zaprzestanie ich było równoznaczne z poddaniem się, a mama z pewnością by tego nie chciała. Była moim motorem napędowym. Gdybym nie znalazła tego listu, zapewne nie zależałoby mi na dalszym istnieniu i rozłożyłabym ręce w geście poddania się losowi.
Przede mną roztaczała się szeroka ściana drzew, wydawała się być bramą do czegoś węcej, niż tylko kolejnych krzewów i kamieni, skierowałam się w jej stronę, rozerwałam kilka kolczastych gałęzi i nie myliłam się.
Ku moim oczom ukazał się złoty dywan usłany z najrozmaitszych zbóż i maków, a na jego krańcu horyzont, nic więcej. Przebiegłam polanę w nieuchwytnym dla ludzkiego oka tempie i rozejrzałam się wokół siebie.
Obróciłam się raz jeszcze, by mieć pewność, że teren jest czysty, nagle moje loki zatańczyły w rytm wiatru, na głos czyichś słów.
- Elijah. - Wymruczałam zszokowana, nie mogłam w to uwierzyć.
- Zachowuj się ciszej Kol - Usłyszawszy głos , obudził się we mnie demon żądny wyjaśnień i zemsty.
Przez dobre kilka minut szukałam ich śladów, prowadziło mnie tylko echo ich szeptów.
Przede mną pojawiła się wydeptana ścieżka, prawdopodobnie kilka rolników stworzyło ją przede mną, czułam świeży zapach skoszonej trawy wokół małej chatki stojącej nieopodal mnie, minęłam ją bez zastanowienia, chociaż perspektywa gorącego strumienia krwi, który pewnie był w zasięgu mojej ręki, kusił mnie niemiłosiernie. Na wspomnienie o Klausie, ta myśl odpłynęła w obszar obojętności, znajdujący się w moim umyśle. Nik był na pierwszym miejscu w tej chwili, nic innego nie miało znaczenia.
Spojrzałam za siebie, a moim oczom ukazał się Kol w towarzystwie jak zawsze elegancko ubranego Elijah.
- Witaj Caroline - Wykrzywił swoje usta w ironiczym uśmieszku, pomyślałam, że ten szczegół łączy każdego z braci Mikaelson, moje rysy na twarzy natychmiastowo stężały, rzuciłam się na Niego.
- Hej, Hej spokojnie blondi! - Odepchnął mnie z łatwością, w mig znalazł się nade mną. Elijah nawet nie zareagował, w sumie nie oczekiwałam tego.
- Teraz poproszę Cię, żebyś stąd zniknęła, a Ty posłusznie wykonasz mój rozkaz. - Trzymał swoje dłonie na moich ustach, żebym broń boże nie pisnęła słówka, czego się tak bał?
Postanowiłam go przechytrzyć, podniosłam ręcę w geście poddania i spojrzałam mu w oczy, miał odebrać to jako znak pokoju. Puścił mnie, a ja doprowadziwszy się do ładu sprowokowałam rozmowę, musiałam go zatrzymać, żeby dowiedzieć się co jest grane.
- Posłuchaj mnie, Kol, gramy w tej samej drużynie, nie musisz się na mnie rzucać, jasne? - Powiedziałam spokojnym tonem. Przez dłuższą chwilę nie robił nic innego, tylko się we mnie wpatrywał.
- Słodka Caroline, co Ty tu właściwie robisz? - Chyba łyknął haczyk. - Kontynuowałam zatem swój plan.
- Kol, daj spokój, nie mamy czasu na zabawy. - Elijah chwycił go za ramię starając się odejść.
- Szukam waszego brata, mieliśmy wypadek, potem straciłam rozeznanie, On zniknął i...
- Mieliście wypadek, doprawdy? haha! - Odpowiedziawszy ironicznie, skrzyżował swoje ręce na piersi.
- Wiem, że masz mnie za idiotkę, ale nie zatraciłam jeszcze rozumu, a tym bardziej pamięci, więc daruj sobie, to na mnie nie działa. - Wycedziłam.
- Słyszysz, Elijah? - Nie odwracał wzroku, tylko wpatrywał się z sarkazmem na ustach.
- Mieli wypadek! Co za niespodzianka! Bo właśnie przed chwilą nasz brat opowiedział nam inną historię, prawda bracie? - Podszedł kilka kroków bliżej, żeby zobaczyć jak zareaguje, wpatrywał się z przechyloną lekko głową, trwając w uśmieszku, którego nie znosiłam.
- Widzieliście Go? Gdzie? Gdzie jest Klaus?! - Przeszłam obojętnie obok Kola z nadzieją, że Elijah będzie tym, który powie mi prawdę.
- Posłuchaj, Caroline... - Zaczął niepewnie, przerwałam mu.
- Wiem, że Ty jeden możesz powiedzieć mi prawdę, Elijah, błagam, gdzie On jest? - Roztargniona starałam się wymusić litość na jednym z braci, który zawsze wydawał mi się być najbardziej ułożony z nich wszystkich.
- Kol ma rację... - Podniósł wzrok spojrzawszy na mnie.
- Niklaus dzwonił do Nas przed chwilą, powiedział, że nigdzie nie mógł Cię znaleźć i... że wraca, a wyjechał z domu kilka tygodni temu, dodał, żebyśmy Cię nie szukali i nie rozmawiali z Tobą, jeśli Cię znajdziemy. Sprawiał wrażenie zrezygnowanego.
- C..Co? Do diabła, siedzieliśmy w jednym samochodzie, dzwonił telefon, trochę się posprzeczaliśmy, al.. ale do końca był ze mną, przejechał za mną dobrych kilkaset kilometrów, nie kłam!!! - Zaczęłam walić pięściami po Elijah, nie reagował, nie starał się mnie nawet uspokoić.
- Przykro mi, Caroline. - Ponownie spojrzał mi w oczy, starając się udowodnić swoje racje, ale przeszłam obok niego obojętnie, starając sobie poukładać to wszystko w jedną całość.
- Nie wierzę.. Nie zrobiłby tego, nie Nik... - Z nerwów prawie wyrwałam sobie włosy.
- Przepraszam za mojego brata, naprawdę. - Dodał Elijah spuszczając wzrok na ziemię.
- Kol, czas na nas, idziemy.
- Żegnaj blondi. - Posłał mi ironicznego całusa na pożegnanie, nie mogłam pozwolić, żeby odeszli, a ja musiałabym znowu szukać punktu zaczepienia.
- Elijah! Zaczekaj! - Oboje się odwrócili. - Jadę z wami! - Odpowiedziałam i podbiegłam do Nich.
- No i co chcesz zwojować, księżniczko Power Rangers? Nie starczy Ci dowodów na to, że nasz brat to kawał dupka? - Zapytał Kol, udałam, że epitet jakim mnie określił, kompletnie na mnie nie zadziałał.
- Chcę dowiedzieć się prawdy, tylko tyle. - Odpowiedziałam bez żadnych emocji na twarzy.
- Prawdy? Chcesz prawdy? Dobrze, w porządku, zatem twoja sprawa. - Odpowiedział i odwrócił się ode mnie.
- Kol, nie zachowuj się jak dziecko. - Odparł Elijah, a ja posłałam Mu spojrzenie na znak sojuszu, odpowiedział tym samym.
Przez resztę drogi powrotnej nie odzywaliśmy się ani słowem, ja starałam się uporządkować te wszystkie ifnormacje, pierwotni kreślili w powietrzu jakieś schematy, nie wiem o co chodziło, ale wyglądali strasznie zabawnie.
Podążałam za nimi w odległości ok.5/6 metrów, żaden z nich ani razu nie zapytał czy czegoś mi potrzeba, czy w ogóle dalej idę za Nimi. Tak bardzo różnili się od siebie, każdy z braci miał swoją własną złożoną osobowość, ale żaden nie był taki jak Niklaus, nie mam pojęcia czy to prawda, co mówił Elijah, ale nie spocznę, dopóki nie dowiem się co jest grane i gdzie jest Klaus.
Gdy dotarliśmy do parkingu, Elijah przejął rolę kierowcy, Kol rzucił mu kluczyki, a ja chciałam usiąść na przednim siedzeniu obok, niestety miejsce było zawalone jakimiś projektami i pudłami wypchanymi jakimiś antykami. Dwa wolne miejsca były na tylnym siedzeniu, czyli malowała się świetna podróż powrotna w towarzystwie Kola u boku... - Cudownie. - Mruknęłam do siebie, a Kol otworzył mi drzwi puszczając do mnie oczko. - Wykrzywiłam usta w szoku. - co to ma znaczyć, co za kretyn... Westchnąwszy sama do siebie, zajęłam swoje miejsce.

3 komentarze:

  1. Powiem ci, że robi się coraz bardziej interesująco. No i wreszcie mam i Klausa i Elijah. Umieram z ciekawości o co chodzi z tym Klausem dlaczego tak miesza, no i skąd zna tego Marka. Mam nadzieję, że z czasem wszystko się wyjaśni i czekam z niecierpliwością na NN.Pisz szybko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogę się doczekać, co dalej! Nie trzymaj nas tak w niecierpliwości!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje dziewczyny za motywujące komentarze :* Cieszę się, że śledzicie losy mojego opowiadania, a kolejny rozdział już niebawem, może nawet dziś, kto wie :D

    OdpowiedzUsuń